Czy to koniec CD-Action? Co dalej z największym czasopismem o grach?

Internet obiegła informacja o prawdopodobnym zamknięciu CD-Action - niegdyś pionierskiego, a dziś jednego z ostatnich pozostałych na rynku czasopism o grach. Choć o szczegółach wydawnictwo dopiero poinformuje, to coś zepsuło się i skończyło już dawno temu.

CDA czarne logo

Od dziecka lubiłem czytać gazety i czasopisma. Tę miłość zaszczepił we mnie dziadek, który kupował naręcze prasy zarówno dla siebie, jak i dla swojego wnuka (głównie nieśmiertelne komiksy TM-Semic czy Kaczora Donalda). Również dzięki niemu zainteresowałem się grami, a dokładniej za sprawą otrzymanego od niego na Gwiazdkę Pegazusa, czyli podróbki konsoli NES. Zawsze zatrzymywałem się przy kioskach, żeby zajrzeć co ciekawego znajduje się za szybą. Niewiele trzeba było, by moją uwagę przykuły kolorowe okładki czasopism o grach, których na przełomie wieków była cała masa – Świat Gier Komputerowych, Komputer Świat Gry, Play, Click… a wśród nich ryba najgrubsza (dosłownie!) i zarazem najdroższa: CD-Action.

Kiedy dysponowałem już kieszonkowym, zacząłem przeznaczać je głównie na prasę grową. Komputera nie miałem i nic nie zapowiadało, bym miał go otrzymać w dającej się przewidzieć przyszłości, więc dołączane gry mogłem co najwyżej kolekcjonować i ustawiać na półce. Liczyło się zatem coś innego – treść.

Chodziły słuchy, że najciekawsze teksty są właśnie w CD-Action. Lecz o ile Play czy Click miały w miarę rozsądne ceny, o tyle CDA pozostawało poza moim zasięgiem finansowym aż do listopada 2003 roku, kiedy to udało mi się naskładać niemałą fortunę (18,50 zł!). Dzięki niej stałem się posiadaczem własnego egzemplarza tego relatywnie prestiżowego, obszernego i wydanego na świetnym papierze czasopisma (PS: do numeru dołączona była premierowa (!) gra Gun Metal, o której co prawda nic nie wiedziałem, ale hej – ZA 18,50 ZŁ DAJĄ NOWĄ GRĘ!). Byłem tak zafascynowany lekturą, że przeczytałem je od deski do deski dobre kilkanaście razy.

CDA redakcja
To było dawno... Ilu redaktorów poznajecie? :)
Co mnie urzekło? Cóż, pewnie nie będę oryginalny: klimat i humor. Ze względu na wiek ominęły mnie klasyki w rodzaju Secret Service czy Top Secret, dlatego to właśnie CDA było pierwszym czasopismem, w którym natknąłem się na bardzo specyficzną ekipę redakcyjną. Każdy z redaktorów czymś się wyróżniał: miał swój charakterystyczny styl, a także liczne growe sympatie i antypatie, do których często nawiązywał w recenzjach czy felietonach. Autorzy dyskutowali ze sobą na łamach czy to w większych tekstach, czy w nieśmiertelnym Gamewalkerze, który był wszystkim, tylko nie merytoryczną prezentacją opinii o grach.

Widać było, że redakcja tętni życiem, a dzięki licznym insajdowym tekstom (do dziś pamiętam zwłaszcza ten o przenosinach siedziby CDA i perypetiach związanych z każdym kolejnym miejscem) czytelnicy żyli razem z nią. Miało się wrażenie, że pisanie do CDA nie jest dla redaktorów jedynie pracą, ale również świetną zabawą i możliwością realizowania swoich pasji.

Wczesne CD-Action pochłaniało się tak przyjemnie również za sprawą ogromnej ilości beztroskiego i nieraz absurdalnego humoru. Czy to wzajemne docinki redaktorów, nowa fryzura CormaCa (vel Kormacze, wymawiać z długim e!), grafika lepsza niż w Descencie, czy autorskie żarty w Na luzie. Osobną pozycję zajmuje rubryka z listami czytelników, znana jako Action Redaction. Format „ludzie piszą głupie listy, a redakcja z nich śmieszkuje” przez długie lata działał naprawdę dobrze, a humor do dziś poprawia mi Tipsomaniak z wyborem najlepszych tekstów z AR. I wciąż chcę wierzyć, że połowy tych listów redakcja nie pisała sama do siebie. Ludzie przecież nie są aż tak głupi… prawda?

CDA wachlarz

O sile CDA stanowił kolektyw ludzi z pasją i poczuciem humoru, a wszelkie braki warsztatowe czy wyjątkowo oryginalne elementy stylu stanowiły wartość dodaną. Lekko nieporadne, ale przecież urocze teksty Elda; recenzje przygodówek pióra EGMa, zawsze pełne elegancji i anegdot; specyficzne żarty Czarnego Iwana; elegancki humor gema; niezrównane recenzje symulatorów Pepina Krootkiego; i wiele, wiele innych…

Dorastałem z CD-Action i CD-Action dorastało razem ze mną. Starałem się nabywać je regularnie, w miarę potrzeb posiłkując się możliwością zakupu archiwalnych numerów (dzięki temu uzupełniłem kolekcję o sporo wydań sprzed 2003 r.), a od kiedy ustabilizowałem swoje dochody – czyli jakichś 10 lat wstecz – kupowałem każdy numer. No i obserwowałem, jak moje ulubiona „gazeta o grach” się zmienia, a nie zawsze były to zmiany na lepsze. Niegdyś beztroskie pismo profesjonalizowało się, a przy tym gdzieś ulatniał się ten pierwotny duch. Wykruszyła się część redaktorów, kilku dołączyło, ale z nowego narybku moje serce skradł ostatecznie tylko enki, którego teksty do dziś bardzo cenię. Grupka nerdów powoli zmieniała się w ludzi, którzy przychodzą do pracy i ją odklepują. Można było również odnieść wrażenie, że redaktorzy przytłoczeni są zwiększonym tempem pracy i brakowało im już czasu i chęci na zwyczajowe przekomarzanki (a już na pewno na dzielenie się tym z czytelnikami). Gamewalker stawał się coraz bardziej wysilony, aż w końcu w 2010 zniknął całkowicie. Z kolei od 2007 stanowisko wicenaczelnego pełnił Maciej „Qn’ik” vel „MQc” Kuc, który sprawiał wrażenie osoby rzetelnej i profesjonalnej, ale bez błysku i poczucia humoru, które tak wyraźnie charakteryzowały bardziej niesfornych redaktorów z dawnych czasów.

Na lekkiej fali wznoszącej CDA znalazło się po okrzepnięciu kilku nowych osób: znanego wszystkim wirtuoza pióra (lub, w zależności od osobistych sympatii, grafomana) Papkina oraz Berlina i Crossa z ich niegasnącą pasją. To znów było to, czego mi przez pewien czas brakowało: ludzie, z którymi nie musiałem się zgadzać ani nawet rozumieć ich hermetycznego świata, ale do których podchodziłem z dużym respektem i szacunkiem za ich głęboką wiedzę w specjalistycznych dziedzinach oraz wyraziste opinie.


CDA kolekcja
Mały wycinek kolekcji.
Niestety, po tym krótkim okresie chwały znów zaczęło być jakoś tak… bez duszy. Nowy redaktor naczelny – Dawid „Spikain” Bojarski – miał sporo pomysłów i widać było, że próbuje przywrócić nieco wykolejony pociąg na właściwe tory. Tyle że próby takie, jak powrót Gamewalkera czy pytania do redaktorów, w których mogli zdradzić czytelnikom trochę informacji o sobie, okazały się nietrafione. Między dziennikarzami brakowało chemii, niektórzy usiłowali żartować w sposób nieprzyzwoicie czerstwy, a wszystko to było przede wszystkim strasznie nudne, mdłe i wysilone. Jakby coś (ktoś?) zabroniło mówić czy śmieszkować w sposób bardziej otwarty i bezkompromisowy. CD-Action dorosło i stało się pismem pozbawionym jaj, bez własnej duszy.

Czasopismo nadrabiało ciekawą publicystyką (zwłaszcza od kiedy działem tym zajął się Papkin) i być może dzięki niej można byłoby oprzeć się wyłącznie na merytoryce, skoro na radosną beztroskę nie było już miejsca.

Ale potem w redakcji zaczęło się robić bardzo niewesoło, a łajbę opuścili: Berlin (nieco wcześniej), Papkin, a nawet sam Spikain. Szambo wybiło w social mediach, atmosfera się zagęściła. Iskierkę nadziei stanowiło powierzenie funkcji redaktora prowadzącego niezawodnemu enkiemu, ale było już za późno. I teraz, przy wydatnym wsparciu pandemii, wiszący od dawna miecz Damoklesa zerwał się z końskiego włosa i uciął redakcji łeb. 27 kwietnia wszyscy etatowcy otrzymali wypowiedzenia, a rozstrzygnięcia dotyczące dalszych losów pisma zapadną w najbliższym czasie.

CDA 24 lata
Czy to ostatni urodzinowy numer?
Nie jest do końca prawdą tekst, którym Smuggler zwykł kwitować narzekania czytelników: że jest wciąż dobrze, a to tylko oni dorośli i głównie z tego powodu przestało im się podobać. Ja również dorosłem, rozwinąłem się, bawią mnie inne rzeczy niż 15 lat temu, ale pewne kwestie pozostały niezmienne: dobrze czyta mi się w CD-Action te teksty, które są napisane z luzem i pasją (a trafiają się takie cały czas). Znacznie łatwiej poczuć mi sympatię do autorów wyrazistych, utalentowanych i do całości redakcji, która stanowi barwny kolektyw. Nudzą mnie nieciekawe teksty, irytują czerstwe żarty. Nie znoszę, gdy ktoś robi coś na siłę i nie jest w stanie tego ukryć. Nie cenię rzeczy bardziej tylko dlatego, że są elementem mojego dzieciństwa/młodości, ale ciągle fascynuję się czymś nowo poznanym.

Nie, spadek czytelnictwa prasy nie zabił CD-Action. Przyczynił się do jego upadku wydatnie, jasne, ale nie była to jedyna przyczyna. Dużo pisze się w internecie o tym, że wydawnictwo nie pozwalało na przeprowadzenie reformy czasopisma, na wejście w epokę cyfrową, na odświeżenie strony czy e-wydanie. To pewnie wszystko prawda, ale przecież na rynku utrzymuje się wciąż sporo prasy specjalistycznej. Mały nakład, wyższa cena – ale żyją.

Nie, CD-Action od dawna nie kupowało się dla gier i spadający poziom coverów nie miał decydującego znaczenia. W dobie keyshopów, wyprzedaży, powszechnych darmówek i giveawayów nikt nie czeka z zakupem gry do jej ukazania się w czasopiśmie kilka lat po premierze. Nie, CD-Action kupowało się (zwłaszcza długoletni czytelnicy) dla tekstów, które powinny prezentować określony poziom.

Nie, z CD-Action było źle od dawna. To trochę jak z Cesarstwem Rzymskim i teorią, wedle której jedną z głównych przyczyn upadku imperium było metodyczne podtruwanie się społeczeństwa ołowiem. CDA cały czas było liderem, wymiotło konkurencję, stanowiło uznaną markę. Jednocześnie gdzieś stale sączyła się trucizna, która zabijała pasję i kreatywność, a chwilowe remisje choroby nie mogły zaciemnić obrazu całości. Przykro było patrzeć na to, że redakcji nawet nie bardzo chce się świętować kolejne jubileusze czy okrągłe numery, a w tych „specjalnych” wydaniach w zasadzie niewiele jest specjalności.

CDA smuggler

Cała ta długoletnia choroba, spleciona z bezdusznością wydawcy i obecnym stanem rynku prasy, zarżnęła mi przyjaciela, z którym co prawda poróżniłem się przez lata (ja dalej lubię kolorowe t-shirty, a on koniecznie uparł się na źle dopasowaną koszulę), ale wciąż lubiłem zaglądać do niego raz w miesiącu by sprawdzić, jak się ma. Aktualnie w ogóle się nie ma.

Czy żałuję? Oczywiście, CD-Action to ważny element mojego życia.

Czy chciałbym kontynuacji? Nie wiem.

Powiem szczerze, nawet jeśli miałby powstać sponsorowany przez Patreona serwis internetowy, to

  1. Nie będzie to już papierowe czasopismo, a jak wiadomo papier >>> internet.
  2. Kto miałby go tworzyć? Naprawdę nie wiem, za kim z obecnej redakcji miałbym tęsknić. Zmęczony sytuacją Smuggler, enki, może Bastian. Całej reszty nie zdążyłem dobrze poznać, a to, na ile ich poznałem, nie pozwoliło mi jeszcze ich polubić. Lub poznałem już dawno, ale nie polubiłem. Kto miał odejść, ten niestety odszedł już dawno.

Jest więc smutek, są łzy, ale… jak coś się kończy, to niech się skończy. Trzymam kciuki za całą ekipę w przyszłych projektach i kupię kolejne wydania CD-Action, ile by ich miało nie być (a chodzą słuchy, że poza numerem już puszczonym do druku ma się ukazać również następny), ale wolę pielęgnować swoją pamięć o rzeczach fajnych i miłych, niż zderzać się z brutalną rzeczywistością. Tego bowiem życie codzienne oferuje aż nadto.

1 komentarz:

  1. Ciężko rozniecić w sobie płomień zaangażowania, gdy wybrało się pracę w umierającym medium.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © InventoryFull , Blogger