Recenzja: Broad Peak (2022). Śmierć w górach i niedosyt

Broad Peak to film, który zapracował sobie na zainteresowanie na długo, zanim jeszcze powstał. Miał być hołdem Polaków dla gór, podniosłą historią o wielkim marzeniu i walce, którą w imieniu narodu toczył z siłami natury legendarny himalaista Maciej Berbeka. Nadzieje budził bogaty materiał źródłowy, lata przygotowań i poświęcenie całej ekipy filmowej, kierowanej przez Leszka Dawida. Czy obraz z 2022 roku wykorzystał ten ogromny potencjał?

 

Broad Peak main

Na wstępie warto podkreślić, że film powstawał przeszło 4 lata, a sceny do niego kręcono m.in. w Warszawie czy Zakopanem, ale również w górach Karakorum w Pakistanie (co warto dodać – nawet na wysokości 5600 m, zatem w dość ekstremalnych warunkach). Leszek Dawid z całą pewnością porwał się na niesłychanie trudne zadanie, mierząc się z gwiazdą panteonu polskiego himalaizmu, licząc dodatkowo z żyjącymi kolegami Berbeki. Może właśnie ta wielość historii i wersji, o której wspominał zresztą sam reżyser, okazała się ostatecznie gwoździem do trumny dla scenariusza.

Co się stało? Przy całej kontrowersyjności i emocjach źródłowej historii, Dawid poszedł w stronę bezpiecznej opcji – nie chcąc urazić nikogo, skazał Broad Peak na los rozwodnionego, przydługiego i dość statycznego obrazu, pozbawionego zresztą jakiegokolwiek charakterystycznego punktu kulminacyjnego.

Tytułowy Broad Peak to położona w Karakorum, dwunasta pod względem wysokości góra na świecie, marzenie himalaistów i cel najśmielszych z wypraw. Naszych bohaterów: Macieja Berbekę (w tej roli Ireneusz Czop), Krzysztofa Wielickiego (Łukasz Simlat) oraz Aleksandra Lwowa (Piotr Głowacki) spotykamy po raz pierwszy w chwili ważnej narady tuż przed wyruszeniem w góry. Od początku w oczy rzuca się jedna z klasycznych słabości lwiej części polskich filmów ostatnich lat, czyli… dialogi słyszalne tak, że trzeba włączać napisy (serio). Reżyser już od początku dba, żeby spośród protagonistów, przypadkiem nie polubić Berbeki: kreśli obraz brawurowego, pchanego ambicjami, niewiele liczącego się z resztą zespołu solisty, który by zdobyć szczyt (jak się później okaże, tylko przedwierzchołek, nie sam ośmiotysięcznik) jest w stanie oddzielić się od kolegi, zlekceważyć pogodę i ryzykować życiem. Nawiasem mówiąc, z historii wiemy, że równie niebezpieczne bywają wyprawy ratunkowe, zatem wnioski pozostawiam Wam.

Broad Peak 1

Trzeba oddać filmowi, że pracująca niemal na dachu świata ekipa próbowała jak najwierniej oddać panujący na miejscu klimat. Dostajemy więc najazdy kamery z oddali na tle monumentalnych gór, potęgę żywiołu w ogłuszającej burzy śnieżnej, wręcz czujemy znój każdego kroku, który stawia himalaista. Leszek Dawid nie ustrzegł się jednak pewnych skrótów myślowych i skoków fabularnych, przez co niezaznajomiony z oryginalną historią widz nie będzie wiedział na przykład, czemu Berbeka podczas zejścia zakopał się w jamie śnieżnej, obudził, ale nie wychodził z niej później mimo pogody i upływających godzin, niezależnie od nawoływania przez radio. Choroba wysokościowa? Wycieńczenie? Zimno? – pozostają domysły.

Film biegnie dalej. Lub raczej, mozolnie prze naprzód. Po zdobyciu góry nadchodzi okres rekonwalescencji i powrotu do kraju, czyli chyba najbardziej nużąca i rozwleczona część Broad Peak. Dostajemy składankę, gdzie Berbeka biega, chodzi na prelekcje, piecze z dzieckiem ciasto, leży z żoną (tutaj nijaka Maja Ostaszewska – chyba nie trzeba wyjaśniać, czemu mąż wolał wyjeżdżać w góry niż siedzieć w Zakopanem😅). Moim faworytem wśród scen jest jednak crème de la crème lokowań produktów, jakie ostatnio widziałam w kinach, czyli: pan Maciej stoi na stacji Orlen, pan Maciej z kawą z Orlenu przy instrybutorze, pan Maciej siedzi w wielkim SUV-ie i tęsknie spogląda na stacj… No, wiadomo.

Broad Peak 2

Mniej więcej w połowie filmu, kiedy można już się mocno zastanawiać, dokąd w sumie Broad Peak zmierza ze scenariuszem, następuje niejakie załamanie. Oto Berbeka z gazety dowiaduje się, że nie zdobył góry, a koledzy nie powiedzieli mu o tym przez radio, żeby nie szedł dalej (a w domyśle: nie zginął). I można się cieszyć! Bo scena, w której nasz protagonista wsiada w jakiś rozklekotany wehikuł i jedzie nagadać kierownikowi wyprawy, jest chyba jedyną, w której widać jakieś autentyczne emocje. Ale dobrze, nagadał się, mijają lata. W międzyczasie naszego wspinacza odwiedza dawny kolega, Krzysztof Wielicki, który składa mu propozycję nie do odrzucenia – uczestnictwo w wyprawie narodowej (zgadliście, znów na świętą górę Polaków). Bohater początkowo odmawia, ale w tym miejscu dalszy scenariusz jest dość oczywisty: Berbeka nie waha się długo, odbywa kilka rozmemłanych rozmów z Ostasze… żoną Ewą i decyduje, że weźmie udział w przedsięwzięciu. Po 25 latach wraca dokończyć swoją przeprawę z ośmiotysięcznikiem. Kurtyna? Nie.

W trakcie oglądania filmu, ten przerywnik fabularny z życiem codziennym na gruncie krajowym zastanawiał mnie dość mocno. Oglądasz, jesz chrupsy, zostaje kilkanaście minut do końca, czy oni naprawdę chcą w takim czasie upchnąć przynajmniej 4 nowe postacie i 1 (słownie: jedną) wyprawę w Karakorum? N o  c ó ż. Chyba właśnie dlatego ta końcówka jest najbardziej przygnębiająca, pozostaje ogromny niedosyt. Szybkie przebitki ze wspinaczki, zminimalizowane momenty interakcji między bohaterami (chociaż prawdą jest, że w reszcie filmu też nie uświadczymy wielu dialogów, a rzeczy po prostu same się dzieją). Trochę zagrożeń, trochę niepewności, bo wyścig z czasem i późno wyszli z obozu na atak szczytowy, ale tak nie za dużo tego. Obraz wieńczy co prawda niezła klamra fabularna, rozmowa przez radio, podczas której 58-letni wówczas Berbeka już z całą pewnością zgłasza zdobycie wierzchołka, jednak zaraz po tym film się urywa. Ot tak.

Plansze z napisami dopowiadają resztę tej tragicznej historii: nie tylko Maciej Berbeka, ale też Tomasz Kowalski (którego poznajemy niezwykle powierzchownie) giną podczas zejścia, słyszymy też zapisy rozmów radiowych między wspinaczami a bazą.

Broad Peak 3

Podsumowanie nasuwa się samo. Niewykorzystane możliwości zdjęciowe, zasadniczo ubogie dialogi, warstwa charakterologiczna postaci ograniczona do minimum, interakcje, które sugerują wycięte sceny. Chyba największą słabością Broad Peak okazuje się kwestia odwrotna niż przedstawiona w historii, która wydarzyła się naprawdę. Czyli niechęć do ryzyka. Próba postawienia pomnika trwalszego niż ze spiżu jest ostatecznie ciężką laurką, która odhacza wszystkie niezbędne w takich dziełach punkty:

       Nie wzbudza niepożądanych kontrowersji;

       Nie pozostawia pola do dyskusji;

       Nie prowokuje do myślenia;

       Oraz, jak to się ładnie mówi, zostawia legendy w spokoju.

Leszek Dawid próbował. Zdecydowanie. Ogromny szacunek za szalenie ambitną wyprawę w Karakorum, która być może zjadła środki na pozostałe elementy filmu. Miejmy nadzieję, że wnioski z tej pracy wytyczą drogę dla kolejnych pokoleń twórców i warto będzie czekać na kolejne obrazy z górami w tle polskich reżyserów. Głodnym wrażeń polecam za to Ostatnią Górę (2019) Dariusza Załuskiego. Tym razem w roli głównej K2.

Autorka: Magdalena Horowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © InventoryFull , Blogger