Recenzja: Ganimedes - Bartosz Ejzak

Jako otwarta na ostatnio popularną tematykę LGBT czytelniczka książek zapałałam do tej pozycji sympatią od samego początku. Niewielkie dziełko na pierwszy rzut oka przypomina jednostrzałowy romans, co było dla mnie jak najbardziej na plus. Przeczytawszy początek zaczęłam się niepokoić, że to jednak nie do końca to, czego oczekiwałam, a tytuł pierwszej części książki, Eros, został wpisany na wyrost.


ganimedes ejzak

Poznajemy głównego bohatera, który na przepustce ze swojego totalitarnego (?) miasta wyrusza w podróż do Wąpierska, by wyrwać się szarej rzeczywistości w inną szarą rzeczywistość. Bohater przez jakiś czas bezskutecznie próbuje się wkręcić w życie miejskiej bohemy. Właściwa historia zaczyna się w momencie, gdy Siemowit (protagonista) postanawia zatrudnić się jako korepetytor młodego Dorcia - jego ideału piękna, dla którego traci głowę.

Tutaj najbardziej widać kunszt autora, jego zdolność do tworzenia dialogów, postaci i zdarzeń. Co więcej, uświadomiłam sobie, że twórca mruga okiem do wprawnego czytelnika i daje mu znać, że cała ta historia to tak naprawdę pastisz. Bohaterom, a zwłaszcza głównemu, daleko daleko do sympatycznych postaci, z którymi protagonista zwykle jest kojarzony. I gdyby całość tej powieści skupiona byłaby na życiu wewnętrznym i zewnętrznym Siemowita oraz Dorcia, pozycja byłaby dla mnie doskonała. Czytało się to bowiem lepiej niż Bukowskiego (sic!), tym bardziej, że język autor ma poetycki. To połączenie braku powagi i tego właśnie języka nadaje tej prozie wyśmienitą jakość, której próżno szukać gdziekolwiek indziej.

I teraz pojawia się pisanymi wielkimi literami PROBLEM - a mianowicie druga część książki, Tanatos. Autor z jakiegoś nieznanego mi powodu włącza przycisk wprowadź szybkie samochody i lasery i w ogóle, a całość staje się powieścią akcji. I to bardzo kiepską powieścią akcji. Pasuje to do reszty jak pięść do nosa - zdecydowanie zabawniej było, gdy pan Bartosz traktował czytelnika jak inteligentnego jegomościa, a nie kazał przelatywać grupie klaunów, by mu uświadomić, że właśnie ma być zabawnie i w zasadzie to wszystko nie jest tak na serio. Tu ujawnia się też kolejny mankament, bo historia raptownie się kończy, a mnogość pojawiających się w powieści wątków nie zdążyła się porządnie rozwinąć. Co więcej, spora część tych wątków... nie miała jakiegokolwiek sensu. Czułam się, jakbym czytała wersję demonstracyjną każdego z nich - jak kartridże 100 gier w jednym.

Powiem panu, panie Ejzak, że niech się pan trzyma subtelnych emocjonalno-erotycznych pastiszy, najlepiej pan na tym wyjdzie. I pana czytelnicy również.

Ocena: 7/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © InventoryFull , Blogger