Baldur's Gate 3 - recenzja, opinia. Jak Larian poradziło sobie z wskrzeszeniem legendy RPG?

Zmierzyć się z kultową marką i nie polec to nie lada sztuka, w dodatku robiąc grę wbrew współczesnym trendom i słupkom w Excelu. Developerzy z Larian Studios udowodnili jednak, że mają jaja z mithralu.


Baldur's Gate 3 screen

Nie będę ukrywał: nie wierzyłem, że to się uda (a dowód znajdziecie tutaj). Wrota Baldura święciły swoje triumfy, gdy większość współczesnych graczy dopiero oglądała i macała pierwsze, a może i ostatnie piersi w swoim życiu. Ominęła ich era izometrycznych erpegów z fabułą rozpisaną na setki godzin i niespieszną rozgrywką, które nie prowadziły gracza za rękę. Przyzwyczajeni zostali do liniowych przygód, dokładnych znaczników misji i wszelkich innych udogodnień (z których, bądźmy uczciwi, nie wszystkie są złe). Tymczasem zarówno oficjalne zapowiedzi, jak i dostępna przez długi czas wczesna wersja wskazywały, że tutaj nie będzie miękkiej gry. Mieszkający wciąż w piwnicach panowie w średnim wieku z radością zacierali ręce, ale co z pozostałymi? Czy Baldur's Gate 3 może podobać się współczesnemu, rozleniwionemu graczowi? Spróbujemy znaleźć odpowiedź na to pytanie przy okazji podróży po moich wrażeniach o dziele Larian Studios.

Zostań bohaterem! ...albo go stwórz

Zabawę zaczynamy bardzo klasycznie - od utworzenia swojego awatara w bogatym kreatorze. Już tutaj widać, że autorzy z dużym szacunkiem i znawstwem podeszli do implementacji systemu Dungeons & Dragons 5.0. W odróżnieniu od tyleż uwielbianej, co siermiężnej wersji 3.0 zyskujemy większy wybór i elastyczność. Oczywiście, podchodząc do kreacji postaci bez znajomości zasad łatwo jest zepsuć coś już na starcie, ale w przeciwieństwie do dawnych klasyków tutaj zyskujemy możliwość zresetowania statystyk postaci już na wczesnym etapie gry. Może znajdą się jacyś ortodoksi, którzy będą traktować to jak świętokradztwo, ale czegoś takiego brakowało mi w starszych grach. Za niewielką opłatą możemy w zasadzie w dowolnym momencie zbudować postać zupełnie od zera, ba, to samo możemy zrobić z naszymi towarzyszami! Dla powergamerów (albo znudzonych w którymś momencie) zabawy jest tu co nie miara.

Cały ten (pół)otwarty świat

Baldur's Gate 3 to gra, która swoją strukturą mocno przypomina klasyczne tytuły sprzed lat. Po krótkim prologu zostajemy wrzuceni w półotwarty świat, który możemy eksplorować (prawie) do woli. Jest to rozwiązanie, które uważam za idealne, a które znalazło się we wszystkich moich ulubionych grach, że wspomnę tylko Gothiki, Stalkery czy Deus Eksy. Mapy są naprawdę rozległe, a przy tym na tyle ograniczone, że nie występuje recykling ani losowe generowanie zawartości. Jednak z reguły to nie sam rozmiar świata jest problemem współczesnych gier, ale to, że nie ma w nim co robić.

Baldur's Gate 3 screen


W poszukiwaniu Przygody

W Baldur's Gate 3 jednak ten problem nie występuje. Mało tego, największą zaletą gry jest właśnie możliwość przeżycia prawdziwej Przygody. Kryje się ona za każdym zakrętem, pod każdym kamieniem, na powierzchni ziemi i pod nią. Nowe Wrota Baldura przywołują wszystko to, co najlepsze w klasykach sprzed lat i to, po co sięgamy po fabularne gry singlowe. Chcemy doświadczyć czegoś nietuzinkowego w fantastycznym świecie, wziąć udział w satysfakcjonujących historiach albo po prostu zostać nagrodzeni za odkrycie dziury ukrytej pod kupką liści w odległym zakątku mapy (o podobnym zjawisku pisałem w tekście o Genshin Impact tutaj). W Baldur's Gate 3 wszędzie czają się mniejsze i większe przygody, tworzące siatkę wzajemnie przeplatających się, wieloetapowych opowieści. Nieraz niepozorne zadania rozwijają się w długie, złożone wątki. Co istotne, W OGÓLE (sic!) nie ma tutaj zapychaczy. Każdy quest, każdy NPC został stworzony PO COŚ i spełnia jakąś rolę w historii. W dzisiejszych czasach to prawdziwa ulga i odmiana.


Wszystko ma swoje konsekwencje

Szkoda klawiszy na opisywanie, jak współczesne gry symulują znaczenie podejmowanych wyborów, podczas gdy wszystko jest mniej lub bardziej zgrabną iluzją, a każda decyzja ostatecznie sprowadza się do tego samego. W Baldurze jest jednak zupełnie inaczej i przyznam szczerze, że jestem pod wrażeniem designu gry w tej materii. Developerzy zadbali, by nasze działania podejmowane na wczesnym etapie gry wpływały na losy postaci w dalszych rozdziałach. Czasem to kosmetyka - ot, jakaś kompletnie poboczna postać może się ponownie pojawić albo nie - ale znacznie częściej są to decyzje, które wpływają na kształt kluczowych zadań i świata. Wyobrażam sobie, jak ogromnym wyzwaniem projektowym musiało być takie długofalowe planowanie i trudno mi przywołać tytuł z ostatnich lat, który miałby tyle różnych możliwych ścieżek wydarzeń. Zachwycając się grą samą w sobie nie zapominajcie o tym, jak tytaniczną pracę wykonali twórcy fabuły.

Baldur's Gate 3 screen

A jak już mówimy o fabule - wątek główny jest bardzo długi i rozbudowany. W zgrabny sposób od historii bardzo osobistej przechodzimy do bardzo epickich motywów i decydowania o - a jakże - losach całego świata. To jedna z najlepszych przygód, jakie przeżyłem w growych uniwersach; być może niespecjalnie poruszająca emocjonalnie, ale na pewno lepsza niż historie z poprzednich części Baldur's Gate czy choćby takich klasyków, jak Dragon Age (którego wątek główny był marniutki, umówmy się).

Nie lubię poniedziałków... i turówek

Nie lubię turówek, szybko nudzą mnie ciągnące się jak flaki z olejem walki toczone w tym trybie. Decyzję o porzuceniu aktywnej pauzy na rzecz tur uznałem początkowo za świętokradztwo i gwóźdź do trumny potencjalnie obiecującej gry. Muszę jednak uderzyć się w pierś: aktualnie nie wyobrażam sobie starć w Baldurze w formie innej niż turowa. Dzięki temu system Dungeons & Dragons 5.0 lśni w pełnej krasie, a walki są naprawdę taktyczne. To wszystko działa jednak wyłącznie dlatego, że potyczek nie ma tutaj bardzo wielu, a jeśli już są, to każda z nich ma jakąś wagę i znaczenie dla fabuły. Zapomnijcie o bezmyślnym siekaniu hord identycznych przeciwników - Baldur's Gate 3 znajduje idealny balans pomiędzy grą narracyjną a taktycznym bitewniakiem. Historia jest przetkana odpowiednią ilością starć, przez co ani nie staje się przegadana, ani nie zanudza ciągłymi pojedynkami. 

Faerun, jaki znamy i kochamy

Moje obawy związane z nowymi Wrotami Baldura dotyczyły również settingu. Na potrzeby serii Divinity Larian zaprojektowało swój własny świat, który niespecjalnie do mnie trafia i częściowo z tego powodu odbiłem się od tych gier. Nie byłem przekonany, czy zdołają udźwignąć implementację kultowego i tak odmiennego klimatem uniwersum, Forgotten Realms, do swojej gry. Mam jednak wrażenie, że właśnie to świeże spojrzenie było Zapomnianym Krainom potrzebne. Developerzy zachowali się jak dziecko, które po raz pierwszy spotyka się z nowym światem i z fascynacją połyka kolejne jego elementy. Mamy więc tygiel motywów, postaci, ras i historii być może nawet lepszy od tego, czym uraczyło nas Bioware ponad dwie dekady temu. Z jednej strony z szacunkiem odniesiono się do baldurowej spuścizny związanej z pomiotami Bhaala, a z drugiej włożono tutaj masę innych treści, od najbardziej bazowych w rodzaju nieśmiertelnych goblinów, aż po epickie historie związane z łupieżcami umysłu i githyanki. Jako wieloletni fan Forgotten Realms niejeden raz zacmokałem z uznaniem.

Baldur's Gate 3 screen


Dramatis personae

Czas w końcu na odrobinę krytyki. Dobra gra RPG to nie tylko interesująca fabuła i przemyślane starcia, ale również ciekawie napisane, intrygujące postaci. Niestety, towarzysze to akurat najsłabszy element gry. Larian nie ma talentu do projektowania ponadprzeciętnych bohaterów i nie inaczej jest w tym przypadku. Pretensjonalny łotrzyk, zakompleksiony mag, kapłanka z (dosłownie) mroczną przeszłością, fanatyczna wojowniczka githyanki - może nie są to kompletnie bezpłciowe klisze, a niektóre zadania osobiste mogą się podobać (słowa uznania zwłaszcza za finał wątku Posępnej), ale do postaci z gier Bioware nawet nie ma startu. I mam tu na myśli nie tyle wczesne próby z Baldur's Gate 2, co raczej Dragon Age i Mass Effect, które do dzisiaj stanowią dla mnie wzorce świetnie napisanych towarzyszy. Możecie więc uznać to za starcze narzekanie.

Narzekanie zbiorcze

Baldur's Gate 3 ma tak niewiele wad, że nawet takiemu czepialskiemu hejterowi jak ja ciężko jest znaleźć powody do narzekania. Wspomnę więc o nich pokrótce, gwoli kronikarskiego obowiązku. Zarządzanie ekwipunkiem to koszmar, a tony wszechobecnego śmiecia nie pomagają sytuacji. Muzyka jest niesamowicie przeciętna i kompletnie nie zapada w pamięć. Po dziesiątkach patchy Baldur wciąż jest zabugowany (nie mogę wybaczyć zwłaszcza epilogu, w którym gra zarejestrowała inne wybory niż podjęte przeze mnie). Niektóre potencjalnie ciekawe wątki są niedorozwinięte albo popadają w sztampę (historia Ketherika Thorma, kreacja postaci Envera Gortasha). Za dużo jest lekkości i śmieszków, a za mało cięższego klimatu, który miejscami byłby bardzo do rzeczy.

Baldur's Gate 3 screen


Gra naszych czasów

Klasyczne gry często wydają nam się lepszymi, niż były w istocie, bo tak niestety działa nasz zwodniczy mózg i nostalgia. Z tego powodu tak często odbijamy się od starych tytułów, gdy próbujemy wrócić do nich po latach. Na szczęście Baldur's Gate 3 jest grą na miarę lat 20. XXI wieku i korzysta z wypracowanych dobrodziejstw. Mamy więc znaczniki zadań, szybką podróż, możliwość zapisu gry w trakcie dialogów oraz logicznie skonstruowane zadania i lokacje, które nie zmuszają nas do grzebania w solucji. Dostało się również dialogom oraz zbieranej papierologii, jak książki i inne notatki. Nie ma tutaj rozwlekłych, godzinnych dysput, dziesięciu opcji dialogowych do wyboru ani wielostronicowych książek, których i tak nikt nigdy nie czytał. Jest zwięźle, ale przy tym treściwie i nie miałem nigdy wrażenia, że gra została wykastrowana. Aż żal, że tak niewielu developerów potrafi robić to dobrze. Pillars of Eternity przekonało mnie, że wcale nie tęskniłem za długaśnymi rozmowami, a hołd klasyce można składać w sensowniejszy sposób.

Baldur's Gate 3 screen

Niemożliwe... ale jest!

Nekromancja rzadko przynosi dobre efekty (o czym zresztą mógł się przekonać jeden z głównych bohaterów drugiego aktu). Larian doskonale to rozumiał, dlatego zamiast wskrzeszać trupa, postanowił na jego grobie zbudować coś zupełnie nowego. Z szacunkiem do swojego dziadka i licznymi mrugnięciami okiem umiejętnie zaprojektował tytuł, który z pewnością stanie się nowym klasykiem. To gra, o której współczesne młode pokolenie będzie wspominało za kilkanaście lat, że się na niej wychowało. To Baldur's Gate, na którego nikt już nie liczył, ale którego wszyscy potrzebowali. Oby sukces długiej, singlowej gry dał sygnał innym studiom, że warto podążyć tą drogą, zamiast klepać kolejnego arcynudnego sandboksa.

Bo sandboksy do piachu, hehe.

1 komentarz:

Copyright © InventoryFull , Blogger